Daga

Wywiad z Waldemarem Lewińskim

Wywiad z Waldemarem Lewińskim - autorem kultowych książek pomocniczych oraz jednych z najlepszych podręczników do biologii, zwanym Mistrzem biol-chemów.

Dzień dobry. Jest Pan autorem najlepszych podręczników do biologii, niemal ikoną wśród uczniów klas biologiczno-chemicznych. Jak Pan wspomina swoją maturę, stresował się Pan? Pamięta Pan pytania z biologii?
Dzień dobry. Ostatnio próbowałem policzyć, ile to już lat minęło od mojej matury (śmiech). Zdawałem pisemny egzamin z języka polskiego i matmy oraz ustny z biologii i chemii. Z biologii były trzy pytania, m.in. o gatunki endemiczne i reliktowe, porównanie stekowców z łożyskowcami i coś z fizjologii roślin, ale już nie pamiętam. Pamiętam za to, że nerwy zżerały nawet dużych twardzieli. Po maturze i wstępnych oczywiście każdy był kozakiem. Dla mnie matura była stresująca, ale szczerze mówiąc, nie aż tak bardzo. Za to kiedy jechałem SKMką[1] na egzamin ustny z biologii i chemii na uniwerek[2], w Gdyni Stoczni prawie wysiadłem ze strachu.
Nigdy przedtem, ani nigdy potem nie miałem takiego stracha przed egzaminem.
To był regularny atak paniki. „W proszku” zameldowałem się przed salą egzaminacyjną, rozejrzałem się, a tam same mądrale perorujące o biolii jakieś odleciane rzeczy. Panika w oczach. Ale jak przyszło do chemii, to się okazało, że ich problemy z chemii były dla mnie proste. Doszedłem do wniosku, że trzeba robić swoje i tyle. Poszło, ale co jakiś czas jadę tym, przepraszam za wyrażenie, cholernym pociągiem… w snach. Traumatyczne przeżycie (śmiech). Maturzystów mogę tylko zapewnić, że przeżyją maturę i potem jeszcze maratony egzaminów na studiach. A co tu się oszukiwać, macie pod jednym względem lepiej – nie musicie stawać przed komisją egzaminacyjną na „obcej ziemi”.
Dzisiaj trudno sobie wyobrazić naukę w czasach bez internetu, powszechnego dostępu do niemal każdej informacji. Jak Pan przygotowywał się do matury?
Mówi Pani, jakby to było średniowiecze, a aż takim dinozaurem nie jestem (śmiech). Fakt, internetu nie było, ale miałem mądre i zdyscyplinowane koleżanki, m.in. Iwonę, Teresę, Alę i Romkę. To one były motorem współpracy. My, łepki, mieliśmy tyle rozumu żeby z tego skorzystać. Uczyliśmy się w grupie – głównie do matmy, ale także do bioli i chemii. Siła tego niespełna 10-cio osobowego zespołu była tak duża, że wszyscy dostali się na medycynę czy farmację albo na uniwerek lub ART. Moja dziewczyna, a dzisiaj żona kończyła mat-fiz. To był dla mnie kolejny bonus. Krótko mówiąc, samokształcenie w niewielkiej grupie z wykorzystaniem zbiorów zadań. W przypadku biologii dochodziła analiza takich książek, jak Biologia Villego.
Myślał Pan o medycynie czy od początku chciał Pan zostać nauczycielem?
Zawsze chciałem być belfrem. Medycyna mnie nigdy nie interesowała.
Co było najtrudniejsze w pracy nauczyciela za Pana czasów, a co według Pana jest najtrudniejsze teraz?
Dla mnie niesamowicie spartańskie wyposażenie gabinetu i brak materiałów źródłowych. No i trzeba wspomnieć o konspektach lekcji – prawdziwa zmora, ale konieczna. Myślę, że dzisiaj nauczycielom jest trudniej pod wieloma innymi względami. Jest to przede wszystkim koszmarna konstrukcja systemu edukacyjnego. Ja uczyłem młodzież w liceum 4-letnim. Był czas na realizowanie programu, jak i powtórki. Dzisiaj liceum jest krótsze, a w tym „krótkim” liceum na prawdziwą biologię nauczyciel i jego uczniowie mają tylko drugą i trzecią klasę. Dodajmy do tego, że uczniowie bezlitośnie wykorzystują nowe techniki. Oczywiście to złożony temat, a ja jak najbardziej jestem za Netem, tabletami itd., jednak pod warunkiem, że zwiększają poziom edukacji, a nie go obniżają.
Miał Pan jakieś swoje tajne sposoby, „sztuczki”, by skutecznie przygotować uczniów do matury?
Tak, chociaż nie o tajemne sztuczki chodziło. Najważniejsze było ustawienie nauki i samych przygotowań na poziomie nieco przewyższającym nominalne wymagania systemu. Moim uczniom stawiałem więc takie wymagania, że egzamin maturalny i wstępny nie mógł ich zaskoczyć poziomem złożoności zadań. Jeszcze inaczej mówiąc, na egzamin mieli patrzeć „w dół”, a nie gapić się „w górę” na coś niezrozumiałego. Drugim ważnym elementem była duża liczba zadań/tematów do opracowania. Kolejnym problemem było utrzymanie wysokiego poziomu motywacji wśród uczniów. Robiłem to prymitywnymi, siłowymi metodami polegającymi na permanentnym sprawdzaniu ich wiedzy. Ostatnia sprawa to relacje z uczniami. Nie byłem dla nich kumplem, ale ich szanowałem. Mieli obowiązki, ale też prawa i swobodniejsze relacje ze swoim belfrem. Wydawało mi się, że w ten sposób rozwijali się jako ludzie odważniejsi, bardziej decyzyjni i odporni na stresy.
Pana pierwszą książką była już niemal kultowa pozycja 820 testów egzaminacyjnych. Dzisiaj odchodzi się od pytań zamkniętych na rzecz rozbudowanych zadań otwartych, często zawierających analizę materiałów źródłowych. Dlaczego?
Za moich czasów szkolnych na egzaminach na medycynę i biologię królowały testy jedno- i wielokrotnego wyboru. Kiedy belfrowałem, akademie medyczne wprowadziły analizę tekstów jako element rozbudowujący egzaminy. Później pojawiły się zadania otwarte na nowej maturze. To dobrze, bo są po prostu lepsze niż zwykłe testy i powinny być trzonem każdego egzaminu. Tyle, że trudniej je sprawdzać i standaryzować. Tak więc matura cały czas ewoluuje. Jest to modelowy wręcz proces potwierdzający słuszność hipotezy Czerwonej Królowej.
Czyli dzisiaj Pana książka miałaby tytuł: 820 rozbudowanych zadań otwartych?
Fajny pomysł, trzeba go zrealizować, ponieważ matura w nowej formule będzie coraz trudniejsza. Trochę to zajmie, ale z Jankiem Prokopem, Jackiem Balerstetem i Teresą Borowską da się zrobić to i jeszcze więcej.
Możemy się więc spodziewać sequela 820 testów egzaminacyjnych?
Poniekąd już nad nim pracujemy! Forma inna, ale cel ten sam (uśmiech).
Z jakimi trudnościami borykają się dzisiejsi maturzyści, gdy zasiadają do pisania egzaminu dojrzałości?
Brak czasu na spokojne rozwiązanie zadań i zbyt niski poziom zrozumienia biologii na poziomie zależności i procesów.
Jak zatem przygotować się do matury, by zdobyć wystarczającą ilość punktów i dostać się na wymarzone studia?
Potrzebny jest plan – pomóc może tu nauczyciel. Potem potrzebna jest żelazna konsekwencja w realizacji – systematyczna nauka i rozwiązywanie zadań. Uczeń powinien zacząć już od początku drugiej klasy liceum. Najpóźniej na początku trzeciej. Niestety, najlepsze efekty osiąga się z dodatkowym wsparciem . Za moich czasów dzieci lekarzy zaczynały korki w drugiej lub trzeciej klasie. Dzisiaj w tej kwestii nic się nie zmieniło. Ci ludzie mają świadomość, jaka jest stawka i po prostu umieją liczyć. Wiedzą, że bez inwestycji (w korki, materiały pomocnicze, itp.) nie będzie zysków. Inni zwykle tylko ograniczają wydatki, mając nadzieję, że dzielnością wyrównają różnice. Niestety, dobre korki są bardzo drogie, ale tutaj mogę podsunąć naszą propozycję. Z nami uczeń nie zrujnuje domowego budżetu, zyska dostęp do materiałów na poziomie przewyższającym prawie wszystkie korki, dzięki czemu wyrówna swoje szanse w wyścigu o indeks.
Twierdzi Pan, że korepetycje są niepotrzebne? Wystarczą materiały w internecie?
Nie byle jakie materiały, to raz, a dwa wprost przeciwnie – uważam, że nic nie zastąpi dobrego korepetytora. Bezpośredni kontakt z nauczycielem i indywidualne podejście są nieocenione. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy – wielu uczniów nie ma dostępu do dobrych korków. Nie tylko ze względów finansowych (choć najczęściej, bo dobre korki to ogromny wydatek), ale także dlatego, że w okolicy może nie być dobrego korepetytora. Nasze materiały, poza ceną i poziomem merytorycznym, są również atrakcyjne właśnie pod względem dostępności – jeśli tylko jest dostęp do internetu, uczeń może z nich korzystać non stop. Jeśli ktoś się uprze, może siedzieć nad nimi i całą dobę (śmiech), wielokrotnie oglądać, analizować dane zagadnienie. A fakt, że ktoś chodzi na korki, nie wyklucza korzystania dodatkowo z naszych materiałów. To na pewno zaprocentuje na maturze i później na studiach.
Do matury pozostało niewiele ponad 2 miesiące. Gdyby mógł Pan dać tylko jedną radę/wskazówkę tegorocznym maturzystom, jak by ona brzmiała?
Jeśli do tej pory niewiele zrobili (a mam nadzieję, że tak nie jest) – niech rozwiążą wszystkie dotychczasowe zadania maturalne. Jeśli ciężko pracowali, to niech również rozwiązują zadania maturalne. To doskonały trening i powtórki w jednym. A jeśli mógłbym dodać i drugą radę (uśmiech), to potrzebna będzie też w miarę rzetelna powtórka cytologii, metabolizmu, genetyki, człowieka i ekologii. Oczywiście polecam też nasze materiały – moim skromnym zdaniem wytrwali są w stanie przejść z nami szalony przegląd wielu ważnych zagadnień. Nie będzie czasu na utrwalanie, a my niestety nie mamy jeszcze kompletu wykładów, jednak kilkadziesiąt godzin zajęć i ponad dwie setki złożonych zadań maturalnych z analizą rozwiązań na video coś znaczy. I na koniec: połamania piór!
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
[1] Podmiejska szybka kolej w Trójmieście (wszystkie przypisy pochodzą od redakcji).
[2] Pan Waldemar jest absolwentem Uniwersytetu Gdańskiego.